Francja elegancja, czyli z wizytą u Arkadiusza Onascha w Winnym Gronie.

Szukając francuskich smaków wybrałam się do Winnego Grona, gdzie spędziłam kilka godzin racząc się świetnymi daniami i boskimi deserami inspirowanymi kuchnią francuską. To właśnie w Winnym Gronie jadłam najlepszy Crème brûlée w Trójmieśćie. Kto nie jeszcze nie jadł musi to jak najszybciej nadrobić. W Winnym Gronie spotkałam się z właścicielem restauracji Arkadiuszem Onaschem. Rozmawialiśmy o jedzeniu, o kuchni francuskiej, o wadach i zaletach bycia restauratorem a także o smakach i smaczkach. Ja to wszystko nagrałam, a potem ślęczałam i godzinami spisywałam, dlatego publikuję wywiad z dużym poślizgiem. Zanim przejdę do wywiadu “rzeka” chciałabym dodać kilka słów o tym, jak karmi Winne Grono, a trzeba Wam wiedzieć, że karmi zacnie.

Na pierwszy głód amuse bouche –  malutki kawałek doskonale zamrynowanego śledzika, doskonały.

Następnie przystawka Ravioli z baraniną, consomme grzybowe warzywne julienne, pistacje, kolendra. O tym mogę napisać tylko tyle,
że mogłabym to jeść  łyżkami i było mi mało.  Świetne consome, pierożki dobrze nadziane soczystą baraniną. Chrupiące warzywa i pistacje. Świetnie zbalansowane smaki i struktury.

consomme z ravioli nadziewanymi baraniną

Potem dwie zupy: Południowofrancuska zupa rybna, grzanki, ser gruyère, sos rouillé oraz najlepsza na świecie zupa z czerwonej cebuli, na czerwonym winie z grzankami z serem.

Zupa rybna była ciekawa w smaku z mocno wyczuwalną nutą korzenia pietruszki, ale najlepszy smak wydobywał się w połączeniu z serem, grzanką
i sosem majonezowym.

zupa rybna

Genialne. Natomiast zupa z czerwonej cebuli to mistrzostwo świata, naprawdę nie jadłam do tej pory tak świetnej zupy cebulowej. Słodkawa, delikatnie winna, boska ( wkrótce przepis).

zupa cebulowa

Czas na drugie dania. Upierałam się przy baraninie i miałam rację bo była fenomenalna, mięciutka, kruchutka, palce lizać. A do tego niebanalne dodatki jak miętowa polenta, wszak wiadomo, że baranina kocha się z mięta, a więc połączenie idealne. No i soskurkow -aksamitny, delikatny, świetnie łączył
się z pozostałymi składnikami.

baranina z miętową polentą i kurkowym sosem

Tak jak nie lubię indyka, tak tutaj muszę przyznać, że mi zasmakował.
Nie był suchy, a wręcz soczysty. I znów dodatki okazały się strzałem w dziesiątkę, pieczona dynia, dynia marynowana, krem z pieczonego czosnku i pietruszki, kompresowany ogórek i cytrynowy tymianek. Zarówno kolory jak i smaki świetnie ze sobą grały. Naprawdę smakowite danie.

indyk

Moim zachwytom nie ma końca, a przede mną jeszcze desery. Jemy jak prawdziwi Francuzi, powoli, niespiesznie delektując się każdym kęsem.

Klasyczny crème brûlée jak już mówiłam wcześniej jest najlepszy na świecie.

krem brulee

Czekoladowy Fondant z orzechami laskowymi, coulis wiśniowy, lody waniliowe, czyli niedopieczone brownie jest zaskakująco dobry.

fondant

Ale najlepsze zostawiłam sobie na koniec – Pâte à Choux, krem fistaszkowy, migdałowy tiul, słony karmel, mleczna kruszonka. To jest taki deser, że naprawdę masz ochotę wycałować kucharza. Zgrany duet słonego i słodkiego.


Pâte à Choux

To była prawdziwa uczta dla mego podniebienia. Każde z dań było dopracowane, ładnie podane i widać, że tu gotuje się uczciwie i z sercem.

A na koniec kilka pytań do właściciela restauracji który czuwa nad tymi talerzami, czyli…





Francuskie smaki
Arkadiusza Onascha

Jedząc pyszności serwowane przez szefa kuchni Winne Grono, rozmawialiśmy o smakach,
o kuchni francuskiej i o tym, co jedzą Polacy. Pytania zadaję między przystawkami, zupami, daniami głównymi i deserami. A cała uczta i rozmowa trwa ponad 4 godziny. Powstał wywiad rzeka, nie wszystko niestety  mogę wyjawić i pewne rzeczy zachowamy tylko
dla siebie, bo… 😉

Jaki jest Twój ulubiony smak zapamiętany z dzieciństwa?

Chyba nie mam takiego. Ja tak dobrze jadłem w dzieciństwie …

Jak to możliwe w PRL?

Z jednej strony miałem babcię, która uczyła się gotować po wileńsku, z dużym kunsztem i smakiem a z drugiej strony miałem ciocię, która miała gospodarstwo rolne. U cioci spędzałem wakacje i ferie, jadałem proste rzeczy, ale na super produktach. A więc jak była brukiew, to hodowana bez nawozów, gotowana na gęsinie, a gęś z kolei była hodowana przez ciocię, bez paszy, naturalnie karmiona ziarnem. To miało zupełnie inny smak, niż gęś przemysłowa. Tak samo jajka, świeżutkie prosto do kury. Tych smaków z dzieciństwa jest mnóstwo. Ja jadłem, to co dzisiaj się nazywa super foods, to miałem w domu, bo miałem do tego dostęp. Jak wędlin nie było, to się kupowało swinię i rodzice robili sami kiełbasę. Nikt nie dodawał tam polepszaczy czy konserwantów. Ja tych smaków dzieciństwa mam naprawdę mnóstwo.

Czym jest dla Ciebie smak?

(głębokie westchnienie) Trudne pytanie. Jak u Marcela Prousta z magdalenkami. Potrafi mi coś przypomnieć. Jest też jedną z głównych przyjemności życia.

Przyp. Red. W pierwszej części powieści Marcela Prousta, W stronę Swanna, znajduje się fragment opisujący reminiscencję wywołaną smakiem magdalenki zamoczonej w herbacie.

Czy Polacy są otwarci na nowe smaki?

W większości nie są, najbardziej chcą jeść to, co najlepiej znają i lubią, bo wszystko inne wiąże się z ryzykiem. Owszem jest grupa społeczeństwa, która jest otwarta, szuka nowych smaków, nowych połączeń i takich ludzi jest coraz więcej. Są to najczęściej ludzie bardzo młodzi, albo nieco starsi z klasy średniej plus – to ci którzy podróżowali po świecie, kosztowali innej kuchni. Natomiast często jadą do Chorwacji i wiozą ze sobą polskie konserwy. Duża część społeczeństwa nie rozumie, że jak zwiedza świat, to kulinaria też są ważne, to wartość dodana.

Umiesz gotować?

Tak, umiem.

Wtrącasz się kucharzowi do garów?

Tak! Staram się umiejętnie współpracować.

Czy żeby zostać kucharzem trzeba skończyć szkołę gastronomiczną czy wystarczy mieć pasję i ten „smak”?

Ja znam tych kucharzy, którzy są po szkołach, przynajmniej zasadniczych, ponieważ tam uczą się podstaw dobrej kultury pracy, czystości, techniki, podstawowej wiedzy o produktach. Ja miałem świetnego szefa kuchni, który został kucharzem w Londynie, a przed emigracją skończył studia pedagogiczne w Polsce. Tam się odnalazł, pracował jako kucharz i tak go to zafascynowało, że skończył prestiżowy college kulinarny w Londynie i był u nas szefem kuchni, chłopak ze smakiem, lubił gotować, świetny facet. A zaczynał od zera, czyli od młodszego kucharza.

Twoja ulubiona kuchnia to… Azja czy Europa?

Oczywiście Europa. To znaczy uważam, że są dwie kuchnie najciekawsze na świecie. Kuchnia francuska i chińska.

A dlaczego chińska?

Dlatego, że potrafi mieć mnóstwo smaków, nie mówimy oczywiście o tej chińskiej z polskich budek. Dobra kuchnia chińska to mnóstwo smaków, bardzo dobrze skonstruowane dania. Nie jest to kuchnia uliczna, typu bistro i naprawdę jest świetna. Doceniam też kuchnie włoską za prostotę, jest to sympatyczna, smaczna kuchnia i bardzo podobna do polskiej kuchni, chociaż ja uważam, że polska kuchnia to jest taka spauperyzowana kuchnia francuska.

Wpływy kulinarne w Polsce przedwojennej, to głównie wpływy kuchni francuskiej, prawda?

Oczywiście, że tak. Mnóstwo słów w polskim języku kuchennym, czy całej terminologii kulinarnej, pochodzi z języka francuskiego. Począwszy od słowa zupa, mus, puree, sos, a na budyniu kończąc.  To wynika między innymi z tego, że nasi bogaci panowie na włościach Radziwiłłowie czy Krasiccy i inni też lubili dobrze zjeść i sprowadzali sobie kucharzy z Francji.

A kuchnię francuską za co najbardziej cenisz?

Za staranność wykonania i dobór składników. Za kompozycje smakowe.
Ja nawet nie tyle cenię kuchnię francuską, co kuchnię we Francji, ponieważ kuchnia jest sportem narodowym Francuzów. Tam wszyscy mają obsesję
na punkcie jedzenia. Jadają, a przynajmniej starają się jadać dobrze, celebrują jedzenie. Jedzenie dla nich nie jest tylko ładunkiem energetycznym, ale jest jedną z przyjemności życia, jest też jest sztuką. I każdy chce tę swoją sztukę pokazać. Nie można byle czego wrzucić do garnka. Wiadomo, że niecodziennie ma się na to czas i chęć, ale jak już się robi jakieś proszone jedzenie we francuskim domu, to posiłek musi być naprawdę na poziomie.

A jak jada przeciętny Francuz? Jak wyglądają jego posiłki w ciągu dnia?

Jada dobrze. Śniadanie faktycznie zaczyna od rogalika i kawy, a więc odrobinę słodkiego i do roboty. Około 12 jest pora lunchu, we Francji nazywa się to midi
i wszystkie biura, urzędy, banki na ten czas zamierają. Typowy Francuz w porze midi wychodzi do restauracji. Najczęściej zaczyna od aperitifu, a potem spokojnie zajada dwudaniowy niewielki posiłek, do którego najczęściej wypija lampkę lub dwie wina (we Francji dopuszczone jest 0,5 promila i można jechać śmiało autem po dwóch lampkach wina). Midi trwa około od 1,5 do 2 godzin. Francuzi jedzą zawsze w towarzystwie i podczas posiłku rozmawiają, celebrują posiłek i kończą jak już jest zimny. W czasie midi po prostu świat staje. Pamiętam, że kiedyś w porze lunchu wyprosili mnie z muzeum.
Ale najbardziej zapadła mi w pamięć pewna sytuacja podczas mojej podróży
po wina, gdy już wracałem kombi wyładowanym skrzynkami z winem. Stanąłem na przydrożnym parkingu obok francuskich tirów. Patrzę stoją sobie tiry, tak jak u nas. Jest 12, ja już nauczony tego rytmu francuskiego, stanąłem, żeby zjeść moje kanapeczki. Wysiada kierowca tira, typowy Francuz, w koszulce zwanej
u nas „żonobijką”, niesie dwie torby. Siada obok na ławeczce,  odpala sobie palniczek,  przygotowuje sobie, to co mu pewnie żona przygotowała. Rozkłada serwetę w kratę, kieliszek na wino, sztućce, talerz. Wyciąga butelkę wina.
Wypił kieliszek wina, poczekał chwilę, nałożył to, co sobie podgrzał. W czasie posiłku wypił drugi kieliszek wina. Patrzyłem na to jak zaczarowany. Zjadł, posprzątał i ruszył w dalszą drogę. Trwało to około 1.5 godziny.
Gdyby we Francji zrobić tak jak u nas 0,2 promila, ruch kołowy by ustał. Oni traktują wino jak my kompot do obiadu, a mimo to na drogach ginie ich mniej.

Gdzie najlepiej jadłeś we Francji?

We Francji poza dużymi miastami je się bardzo dobrze lokalnie. Oni mają rozwiniętą kulturę chodzenia do knajp. Te małe lokalne knajpeczki mają swoich stałych, wyrobionych klientów. Oni nie mogą karmić byle jak, no bo wszyscy
się znają i ze sobą i na jedzeniu. Najlepiej jadłem na francuskiej prowincji,
a najgorzej w Paryżu. W Paryżu było naprawdę słabo – w przedziale cenowym, na który mnie stać.

Z czego to wynika, że nawet w takich małych przydrożnych knajpkach można we Francji dobrze zjeść?

Moim zdaniem z dwóch powodów. Po pierwsze z przystępności cenowej. Przystępność cenowa wynika z tego, że ludzie częściej chodzą do restauracji.
A więc nie trzeba tak jak u nas w Polsce zarabiać na prowadzeniu restauracji
od czwartku do niedzieli, a resztę dni dotować restaurację. Tam codziennie
ta restauracja zarabia. A co za tym idzie może mieć mniejszą marżę.
Te restauracje są stosunkowo tanie, patrząc na zarobki przeciętnego Francuza.
U nas są stosunkowo drogie patrząc na nasze zarobki. No i ceny wynajmu chociażby w portowym Bordeaux nie są tak obłędne jak np. w Gdańsku.

A ulubiony deser Francuza?

Oni są mistrzami w deserach. To, co oni robią z deserami, to jest mistrzostwo świata. Jak pójdziesz do cukierni jakiejkolwiek i popatrzysz na wystawę, to nie wiesz, co wybrać. Dostajesz oczopląsów z zachwytu. Desery francuskie są bardzo słodkie. Jadają je najczęściej w święta i po niedzielnych obiadach.

Czy Francuzi piją wino do każdego posiłku?

Do midi, do kolacji. Sporo, chociaż ostatnio wzrosło spożycie piwa. Przeciętny Francuz (wliczając w to dzieci i muzułmanów) wypija rocznie 100 litrów wina,
a Polak 8 litrów. Chyba jest różnica. Butelka na głowę dorosłego Francuza dziennie.

Czy Francuzi mają obsesję na punkcie swojej kuchni i uważają, że jest najlepsza na świecie?

Tak, oczywiście.  Za czasów Sarkozego, UNESCO wpisało na listę światowego dziedzictwa kuchnię francuską. Jako jedyną. A więc mają prawo do zadzierania nosa. I tu nie chodzi o najlepszych kucharzy, tu chodzi o całokształt: o sposób celebrowania jedzenia, sposób gotowania, dobór składników, techniki kucharskie, prezentacje na talerzu.

Twoja restauracja Winne Grono serwuje kuchnię francuską?

Raczej próba odtworzenia idei kuchni francuskiej w polskich warunkach. Dania są inspirowane kuchnia francuską, techniki wykonania są francuskie, a więc mamy w karcie nogę kaczki confit, która jest absolutnie z polskich składników, ale wykonana już po francusku.

Twoje ulubione danie z kuchni francuskiej to…? Masz takie?

Takim daniem jest soupe de poisson, czyli zupa rybna, którą przed chwilą jadłaś. Jadłem we Francji parę razy, w kilku miejscach i to jest moja ulubiona zupa rybna. W Polsce nigdy takiej nie jadłem, nigdzie nie znalazłem tego smaku.  To jest zupa dla biedoty tak naprawdę, ale bardzo dobra. Zresztą większość znanych obecnie potraw wywodzi się z biednej kuchni. Na przykład pizza, paella, owoce morza, kluski.

(to jest gęsty krem rybny podany z serem, sosem majonezowym i grzanką)

Ulubiony kucharz francuski?

Remy – szczurek z filmu Ratatouille.

Żartujesz prawda?

Naprawdę, mimo, że on nie istniał, ale nic nie przeszkodzi mi go uwielbiać. Ma smak i węch absolutny. Tylko on opala i wędzi rydze piorunami. W tym filmie doskonale widać pracę kuchni, jak działa kuchnia. Jest taki moment gdy on z góry patrzy i opowiada, kto jest kim w kuchni. Tak jest naprawdę, tak działa dobrze zorganizowana kuchnia. Jakie są emocje, kiedy przychodzi krytyk kulinarny. To wszystko jest autentyczne. A tak poza tym nie mam ulubionego kucharza, lubię Julię Child, za jej szczerość i autentyczność. Mimo, że nie jest francuską, ale propagowała kuchnię francuską, lubię ją za osobowość.  
No i oczywiście Paul Bocuse, to wiadomo, klasyka.

Polacy znają się na jedzeniu?

I tak i nie, nie można generalizować. Goście mojej restauracji w dużej mierze znają się na jedzeniu. Coraz więcej ludzi docenia nowe smaki. Moja prywatna obserwacja jest taka, że jedzenie na mieście jest ograniczone pewnymi barierami psychologicznymi czy finansowymi, a mianowicie ile człowiek jest w stanie wydać na jedzenie. Taką barierą w Polsce jest 30 złotych. Statystyczny Polak tyle chce zapłacić za główne danie.

Ale trudno znaleźć dobre danie główne za 30 zł, a więc co najczęściej je Polak na mieście?

Dlatego jemy makarony, pizzę, hamburgery, fastfoody i jedzenie nie najlepszej jakości.

Wracając do restauracji, może wytłumaczysz, dlaczego niektóre dania muszę kosztować więcej niż 30 zł?

Ja uważam, że jedzenie w restauracjach jest za tanie, to po pierwsze. A dlaczego? Ponieważ kucharze zarabiają za mało, czynsze są za wysokie i naprawdę właścicielowi mało zostaje. Mówię to najzupełniej poważnie, bez przekąsu i cienia pazerności. Jest za tanio, zwłaszcza w dobrych restauracjach. Ale też zdaję sobie sprawę z tego, że rynek nie zaakceptuje wyższych cen i my jakościowi restauratorzy musimy balansować.

A dlaczego w restauracji musi być drożej?

Wytłumaczę to na przykładzie: jak ktoś gotuje sobie w domu, to nie myśli o innych dodatkowych kosztach. Ja bym bardzo chciał, żeby narzekający na cenę sobie doliczył do tych produktów: koszt prądu, gazu, paliwo, swoją pracę, czas poświęcony na zakupy, gotowanie i sprzątanie  wg własnej stawki godzinowej, amortyzację sprzętu i tak dalej i wtedy wyjdzie mu faktyczny koszt dania, które sobie przygotowuje. Dajmy na to kuchnia zajmuje 1/5 mieszkania, a mieszkanie kosztuje około 300 tys. Niech sobie podzieli wartość mieszkania przez 5, podzieli na 20 czy 30 lat i zobaczy ile go miesięcznie kosztuje korzystanie z kuchni.  No i niech teraz doda to wszystko do ceny produktów  i mu wyjdzie, że tak naprawdę jego obiad wcale nie jest taki tani. I raptem się okazuje, że w restauracji może być prawie taniej. Ludzie nie myślą o tym, że restaurator ponosi koszty, widzą często  tylko cenę surowca.
Zasada jest taka, że 1/3 ceny to jest sam produkt. 40% to są pracownicy, czyli mamy już 73%, ja muszę się zmieścić w 27%, czyli media, czynsz, stoart, transport,  koncesje, swoje utrzymanie itd.

Czyli zarabiasz najmniej na tym wszystkim?

Niestety tak. Czasem mniej jak kucharz.

To smutne co mówisz, a więc jak udaje się Wam restauratorom przetrwać?

Ledwo.

Wróćmy do początku. Skąd w ogóle pomysł, żeby otworzyć restaurację?

A to niechcący, żona mi kazała (śmiech).

Ale jak to żona Ci kazała?

Ja byłem zawsze fascynatem francuskich win i cierpiałem, że w Polsce nie da się kupić dobrego (smacznego) francuskiego wina. Stwierdziłem, że się tym zajmę, że będę sprowadzał wina z Francji i wtedy żona mi powiedziała żebym puknął się w głowę, bo na tym świecie z moimi pieniędzmi to nic nie zwojuję i jeśli chcę sobie sprowadzać wina z Francji, to żebym otworzył knajpę, gdzie ludzie będą mogli kupić wino i przy okazji zjeść. Uznałem, że to nie jest taki zły pomysł.
Nie byłem świadomy, że to jest taki ciężki kawałek chleba, co prawda myślałem
o prowadzeniu restauracji, ale dopiero na emeryturze.

Ale czy prowadzenie restauracji daje Ci satysfakcję czy jesteś już tym zmęczony?

I jestem zmęczony i daje mi to satysfakcję, nie zamieniłbym tego na nic innego.

Gdybyś miał jeszcze raz stanąć przed wyborem, to czy otworzyłbyś restaurację czy nie?

Tak. Restauracja jest jak zbieranie znaczków, strasznie kosztowne, dużo Cię to kosztuje czasu, efektów nie widać, ale wciąga. Dla mnie to jest praca i hobby. Być może wcześniej zarabiałem w życiu lepiej, ale nie miałem ćwierci tej satysfakcji, co teraz. Teraz chętnie chodzę do pracy. Oczywiście są gorsze dni. Lubię tę pracę, lubię to miejsce, lubię moich współpracowników.

Ile osób musi pracować codziennie żeby restauracja działała?

Na jednej zmianie w zwykły dzień 3 na kuchni plus serwis – 1 kelnerka,
w weekendy 5 na kuchni plus 2 na serwisie. Przy sali z miejscami dla 40 paru osób.

Dobrze, koniec pytań o pracę, przejdźmy do marzeń. Jakie jest Twoje kulinarne marzenie?

Marzę o restauracji fine dining na starym mieście w Gdańsku. Jako, że mam kłopot z robieniem ciast, marzy mi się francuska cukiernia z kawiarnią.  

Jest teraz taki trend w kulinariach, na domowe jedzenie. Czym dla Ciebie jest domowe jedzenie, co to jest domowy smak?  i czy takie jedzenie powinno być w restauracji. Moim zdaniem nie po to idę do restauracji by jeść jak w domu, a Ty co tym sądzisz?

W smaku tak, ale nie w budowaniu dania. Domowy smak to jest świnka, która była karmiona pomyjami, zbożem a nie żadną paszą. Samorobne, swojskie wędliny, moja mam robiła krwawą kiszkę, czyli czarny salceson. Ja uważam, że my wszyscy Polacy, pochodzimy ze wsi i mamy kulturę kulinarną wiejską, a więc dla mnie domowe jedzenie, to jedzenie swojskie, proste. Ja nie wychowałem się na pańskim dworze.

Jakich klientów nie lubisz?

Chamskich. Takich, którzy nie lubią obsługi, traktują kelnerki z góry. Jest taka grupa klientów, która odnosi się z wyższością wobec obsługi (kelnerek), traktuje je nonszalancko, chamsko, z góry, nieuprzejmie. Na szczęście naprawdę nie ma ich zbyt wielu. W naszej restauracji mamy szczęście do klienteli. Ci, którzy doceniają dobre jedzenie, należą też do tej grupy społeczeństwa, która potrafi się kulturalnie zachować. A tak prywatnie, najgorszą grupą klientów są mieszkańcy jednego z bogatych krajów skandynawskich – często chamscy, roszczeniowi,
bez kultury i ogłady, raz nawet dawali kuksańce kelnerce za, ich zdaniem, zbyt wolną obsługę. Niezwykle mili i dobrze wychowani są za to Rosjanie, wbrew obiegowej opinii.

A czego najbardziej nie lubisz w kuchni?

Oszustwa.  Wiem, kiedy kucharz mnie oszukuje. Nie cierpię sytuacji takiej,
gdzie jestem oszukiwany systemowo. Na zasadzie, że jest jakieś jedzenie, po którym czegoś się spodziewam a patrzę na to danie i wiem jak ono zostało zrobione i widzę, że albo na skróty, albo z półproduktów, albo z odgrzewanych rzeczy lub gotowców. Tego nie cierpię. Coś takiego akceptuję tylko w prostych barach, gdzie nie ma wygórowanych cen, ale w restauracji oczekuję wyższego poziomu. Nie spodziewam się cudów po  sieciowym burgerze, ale czasem zjem
i wiem czego się spodziewać. Gorzej jest wtedy, kiedy idę do restauracji, która ma dobre opinie, ma interesujące menu, a dostaję na talerzu przysłowiową „kupę”. Widzę, że to jest źle zrobione i byle jak , a  wtedy czuję się oszukany.
Jestem w stanie wydać dużo na jedzenie, ale takie uczciwe.

Czego nie używasz w kuchni, jakiej przyprawy nie lubisz?

Zacznę od ulubionej przyprawy, a jest to pieprz, sól i pieprz. Uważam, że z solą
i z pieprzem można zrobić każde danie. A z tych najmniej lubianych, to nie kręci mnie kardamon. Nie kręcą mnie też smaki kuchni arabskiej. One są ciekawe, ale trzeba je lubić, nie chce mi się do nich wracać. O! Wiem, wiem czym jest tak naprawdę dla mnie smak. Jest pamięcią miejsca, ponieważ jak sobie myślę, że chciałbym gdzieś wrócić, to myślę o tym, co tam jadłem. Lubię wracać do miejsc związanych ze smakami. I mam parę takich miejsc na świecie.

Rozmowę kończymy deską serów. Z Winnego Grona wychodzę dobrze nakarmiona z dwoma butelkami wina: jedno do zupy a drugie do degustacji. Przepis na najlepszą na świecie zupę cebulową za parę dni.

Author Info

Agnieszka Haponiuk

http://smakiemnapokuszenie.pl

comment (2)

  1. Dark Wiesław

    18 mar 2019 - 21:22

    Bardzo ciekawy wywiad, Pani Agnieszko. Dziękuję.

    • Agnieszka Haponiuk

      30 maja 2019 - 16:40

      Jakże się cieszę 🙂

Leave a Reply

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.